Kansas City Shuffle 6
Paul McGuigan rozpoczął swoją hollywoodzką karierę od niezbyt udanego Apartamentu. Teraz przyszedł czas na kolejny film, a jego tytuł to „Zabójczy numer”. Autorem scenariusza jest właściwie debiutant Jason Smilovic i trzeba przyznać, że to głównie dzięki jego pracy ten film mógł się udać. „Zabójczy numer” żyje właśnie dzięki dobremu scenariuszowi, a przede wszystkim zabawnym i zapadającym w pamięć dialogom. To one tworzą ten film.
Obraz McGuigana jest nieprzewidywalny i to duża zaleta, ale jest też w tym spory minus, bo wraz z tą nieprzewidywalnością gubi się logika. Niestety, intryga okazuje się grubymi nićmi szyta i tak naprawdę, choć na pozór oryginalna, to zrealizowana według schematu starego jak świat. Poza tym trudno mi wyobrazić sobie etatowego lalusia Hartnetta w roli, przed jaką postawił go scenarzysta. Ta postać najzwyczajniej w świecie do niego nie pasuje. Miło jednak oglądać na ekranie tyle gwiazd. Zwłaszcza te starszego pokolenia. Freeman i Kingsley to idealnie kontrastująca ze sobą para. Niezły występ zanotował na swoim koncie także Bruce Willis, który w momencie, gdy przestał grywać w typowych filmach sensacyjnych (a raczej ograniczył ich ilość) zaczął pokazywać się od dobrej strony. Najbardziej podobała mi się chyba jednak postać Lucy Liu – zwłaszcza zwraca uwagę jej długa kwestia wymawiana jednym tchem.
Film ten to czysta rozrywka (choć z przymrużeniem oka) i jako taką należy ją odbierać. To kryminał w czystej postaci, który momentami przywodzi nawet na myśl lata 40. i kino tamtych czasów. Takie wspomnienia może wywołać zwłaszcza charakterystyczna, klimatyczna muzyka. Film McGuigana prezentuje jednak inne podejście do gatunku kryminału. Jest to coś bliższego Pulp Fiction Tarantino niż Żądła George'a Roya Hilla. Reżyser próbuje być aż nazbyt nowoczesny. Intryga, choć bardzo zwinnie uknuta i całkiem nieźle przemyślana, niekoniecznie musi się każdemu spodobać. Ostatnia godzina to nic innego jak zaplanowany chaos, który trwa prawie do końca. Wynika to również z nieco udziwnionego, teledyskowego montażu.
Przyznam szczerze, że początek podobał mi się bardziej niż końcówka. Gdy nie wiadomo, o co chodzi, historia ta bawi i miło się ją podziwia. Gdy jednak sprawa zaczyna się gmatwać, pojawia się nuda. Szkoda, bo w wypadku kryminału jest to niewybaczalne. Pomimo wielu atrakcji tak naprawdę nie ma tu wielu rzeczy wartych zapamiętania, a tym, na co zwracamy największą uwagę, jest obsada. „Zabójczy numer” to film zabawny, szybki, zabójczo zakręcony, ale i przy tym trochę bez życia. A szkoda, bo ze scenariusza można było wycisnąć nieco więcej.
świetna zemsta role aktorskie na poziomie film polecam